Nowa szkoła, nowi koledzy – to może przerażać niejednego ucznia w nowej szkole. Ale nie u nas – w Elektroniku! U nas zaczęło się od zabawy.
Już pierwszego dnia w szkole nauczyciele mówili nam wiele o tym spływie. Opowiadali o nim, twierdzili, że: "Relacje z niego, nie odzwierciedlają emocji, trzeba tam po prostu być". Dokładnie tak samo mówili nam koledzy ze starszych klas, dlatego nic dziwnego, że nie mogliśmy się doczekać spływu.
Pamiętam dobrze, jak staliśmy w dobranych grupach, czekając aż zostaniemy przypisani do konkretnych pontonów i zniesiemy je na wodę. Kiedy jednak byliśmy już na wodzie, stworzył się potężny korek. Zabawną i ekscytującą przygodą było zderzenie się z innymi pontonami i próba dotarcia do stałego lądu, gdzie można było złapać się brzegu i chwilę odetchnąć. I w końcu się udało – korek się rozładował i zaczęliśmy płynąć. Duch rywalizacji nakazywał nam płynąć jak najszybciej, chociaż oficjalnie żadnego wyścigu nie było, ale każdy z obecnych będzie pamiętał tę satysfakcję, gdy z uśmiechem na twarzy mijało się kolejne ekipy pontonowe. Koniec spływu nas zaskoczył - głównie dlatego, że nie był oznaczony. Przeciągnęliśmy pontony na brzeg i przebraliśmy się w suche ubrania, aby zaraz autobusem pojechać na kiełbaski i grochówkę... znaczy na turniej klas pierwszych. Było naprawdę wesoło i ciekawie – tor przeszkód, wyścigi w worku, przechodzenie przez szafę, strzelanie z ASG i wiatrówek do tarcz. Nikt się nudził, a gdy nadszedł koniec imprezy, to każdy żałował, że tak szybko minął czas.
Ta przygoda zostanie w naszej pamięci na bardzo długo i już zazdrościmy pierwszakom, którzy w przyszłym roku będą płynąć!
Michał