Jesteś tutaj: HomeUncategorisedSzlakiem tajemnic i historii, czyli wycieczka IIT

Szlakiem tajemnic i historii, czyli wycieczka IIT

10 października rano spod szkoły wyruszyliśmy na długo wyczekiwaną wycieczkę . Jechała tylko nasza klasa, czyli II T. Głównym celem wyjazdu była integracja zespołu i lepsze poznanie się w miłych okolicznościach przyrody.. Nie znalazła się ani jedna osoba, która by nie pojechała, dlatego każdy miał szansę poznać się z mniej oficjalnej strony.

Pierwszym punktem naszej wyprawy był teren byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego Gross Rosen, którego nazwa paradoksalnie oznacza duże róże. Pan przewodnik w skrócie opowiedział nam historię tego miejsca. Dowiedzieliśmy się m.in., że jego filia znajdowała się również w Bolesławcu. Dzieje pobytu więźniów w obozie zagłady były tak porażające, że przez parę kolejnych minut w autokarze panowała kompletna cisza.

Następnie odwiedziliśmy Kościół Pokoju w Świdnicy, który został zbudowany w 1648 r. na mocy Traktatu Westfalskiego. Po wejściu do środka usiedliśmy w ławkach naprzeciwko bogato ozdobionej barokowej ambony i z uwagą wysłuchaliśmy nagrania poświęconego historii tego niezwykłego zabytku. Dowiedzieliśmy się m.in., że w Polsce znajdują się tylko dwa takie obiekty. Od 2001 r. znajduje się on na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Mimo iż został wybudowany z nietrwałych materiałów, przetrwał do dziś i cieszy oczy wspaniałością i przepychem kolorów, rzeźb, elementów architektury i malowideł. Może się w nim zmieścić ok. 7 tys. ludzi.

Zamek w Grodnie, czyli kolejny etap wycieczki. zbudowany jest w dwóch stylach: gotyckim i renesansowym na szczycie góry na wysokości 450 m n.p.m Z ust naszego nieocenionego przewodnika usłyszeliśmy jego historię oraz legendę, o królowej Małgorzacie, która zepchnęła ze skały swojego grubego, brzydkiego męża , za co została zamurowana w celi głodowej. Małgorzata przez cały czas kochała zwykłego prawnika, który, dowiedziawszy się, gdzie znajduje się jego ukochana, ruszył jej na ratunek. Niestety, nie udało mu się ocalić Małgorzaty. Słudzy pana zamku, zabili go, a jego głowę wrzucono do celi, gdzie zamurowana była Małgorzata. Ta niezwykła historia uświadomiła nam siłę miłości i była ostrzeżeniem przed źle ulokowanymi uczuciami, to takie oficjalne stanowisko, ale nasza piękniejsza część klasy solidaryzowała się z bohaterką, bo kto by chciał grubego i brzydkiego… Spore wrażenie zrobiła na nas także izba tortur oraz niezwykłej wielkości pająk, który w niej zamieszkał. Ciekawe, dlaczego tak urósł...

Wreszcie przyszedł czas na główna atrakcję tego dnia, czyli kompleks Riese, a dokładnie sztolnię "Włodarz". By wejść do środka, obowiązkowo musieliśmy założyć kaski. W zimnym i wilgotnym tunelu obejrzeliśmy film poświęcony temu tajemniczemu miejscu. W pomieszczeniu było tak ciemno, że pewna pani, szukając wolnego miejsca, złapała mnie za nos. Z filmu dowiedzieliśmy się, że "Włodarz" był jednym z kilku kompleksów wchodzących w projekt Riese, czyli największego przedsięwzięcia górniczo-budowlanego hitlerowskich Niemiec. Prace na jego terenie rozpoczęły się w 1943 r., a siłą roboczą byli więźniowie z pobliskich obozów koncentracyjnych. Po projekcji udaliśmy się w głąb plątaniny tuneli sztolni. W niektórych było tak mokro, że Ci, którzy weszli do nich w adidasach, chodzili jak na szpilkach. Na swojej trasie napotkaliśmy korytarz zalany wodą, który pokonaliśmy w łódkach. Po dopłynięciu do brzegu okazało się, że sami musimy trafić do wyjścia. Droga była prosta, jednak, gdyby nie nasz niezawodny przewodnik, prawdopodobnie byśmy się zgubili. Po wyjściu ze sztolni czekał na nas ciepły posiłek w postaci żołnierskiej grochówki serwowanej w wojskowym namiocie, którą mogliśmy kupić na terenie kompleksu.

Pełni różnorodnych wrażeń i, co tu się dziwić, zmęczeni z niecierpliwością wyglądaliśmy przez okna autobusu, szukając miejsca naszego noclegu. Hotel nas nie rozczarował, był naprawdę przyzwoity; czysty, ładny, schludny, jedzenie smaczne i obfite, a pracownicy mili i pomocni. Dotarliśmy na miejsce ok. godziny 18.00, więc akurat na czas, by się rozpakować i zjeść kolację. Najedzeni zainteresowaliśmy się dostępnymi w obiekcie atrakcjami, m.in. kręgielnią czy bilardem, które były dla nas zarezerwowane. Tutaj mogliśmy sprawdzić swoje umiejętności, oczywiście robili to głównie panowie, chociaż i panie nie stały z boku. Gdy nadeszła cisza nocna, zorganizowaliśmy sobie czas w pokojach - oglądaliśmy filmy, słuchaliśmy muzyki, gadaliśmy (kilkoro do białego rana, co odczuli następnego dnia przeznaczonego na wędrówkę po górach), itd. Niektórzy szli spać, inni nie, niestety wszyscy musieliśmy wstać wcześnie, bo śniadanie było od 8.00, a o 9.00 ruszaliśmy dalej…

Czyli pod krzesełkowy wyciąg linowy na Kopę. Zajęło nam to około 20 minut, które mocno dały się we znaki, bo temperatura była iście zimowa. Na początku byliśmy nieco zniechęceni, kiedy zobaczyliśmy wzbudzające niemiłe skojarzenia mokre krzesełka (tym bardziej, że w pamięci mieliśmy jeszcze ciepłe łóżeczka w Karolince), lecz po chwili przekonaliśmy się, że czeka nas przednia zabawa. Po wjeździe na Kopę ujrzeliśmy mnóstwo śniegu i strasznie zachmurzone niebo. Nie wróżyło to niczego dobrego, teraz wszyscy pomyśleli, że rację mieli ci, którzy woleli ciepłe wody basenu w Gołębiewskim zamiast trudów wspinania się na Śnieżkę tudzież Kopę. Jednak było za późno. Musieliśmy zrezygnować ze zdobywania Śnieżki, bo nie było jej widać zza zasłony mgieł, dlatego skierowaliśmy się do schroniska "Strzecha Akademicka". Po drodze przewodnik zatrzymał się przy Białym Jarze i powiedział nam, że w tym miejscu wydarzyła się największa tragedia w polskich górach. Pod lawiną zginęło w aż 17 osób, głównie nasi rówieśnicy, którzy, tak jak my, wybrali się w góry. W ponad stuletnim, klimatycznym schronisku zrobiliśmy sobie przerwę trwającą aż 2 godziny. Niektórzy panowie od razu zaczęli narzekać na zbyt wysokie ceny i postanowili, zaoszczędzić, grając w karty .

Oczywiście większość z nich nie zyskała w ten sposób ani pieniędzy, ani jedzenia. Cóż, jak to się mówi... nie sieją. Wypoczęci ruszyliśmy w stronę schroniska "Samotnia". Po drodze do niej rzucaliśmy się śnieżkami i wielu zaliczyło bliskie spotkanie z ziemią pokrytą śniegiem. Po dotarciu na miejsce ujrzeliśmy przepiękny Mały staw, który znajdował się obok schroniska. . Przewodnik zaczął nam opowiadać o tym miejscu, a pani Suchecka zrobiła nam krótką lekcję geologii na temat pochodzenia gór i powstania stawu, Oby więcej takich lekcji w naturze, Zrobiliśmy parę zdjęć pamiątkowych. Okolica była piękna, tym bardziej ,że jesień spotkała się z zimą, czyli na tle nieskazitelnie białego śniegu pięknie odbijały się czerwone owoce jarzębiny, Po tej uczcie dla oka ruszyliśmy stromą ścieżka w dół .. I wtedy zaczęła się prawdziwa wojna na kule, które latały nad głowami jak pociski. Zejście bardzo męczyło zwłaszcza tych, którzy nie wypoczęli zbytnio w nocy, dlatego, gdy wreszcie dotarliśmy w okolice kościółka Wang, szukaliśmy miejsca do spoczynku. Tylko ci, którzy nie widzieli tego niezwykłego obiektu, heroicznie udali się za przewodnikiem, aby usłyszeć o nim co nieco.

Ostatnim etapem wycieczki była wieża rycerska w Siedlęcinie. Naszym przewodnikiem okazał się bardzo zabawny młody archeolog, który w ciekawy sposób opowiadał nam o budowli i organizował mini-konkursiki, których zwycięzców obdarował nagrodami suwenirami oraz słodkościami. Przez cały czas towarzyszył nam stary, słodki kotek, który wzbudzał ,,macierzyńskie '' uczucia nawet w naszych klasowych twardzielach. Cała wieża powstała w stylu gotyckim ok. 1314 roku. Budowla służyła celom obronnym, ale także mieszkalnym.. Do dzisiaj przetrwały malowidła ścienne, przedstawiające legendę o rycerzu królu Artura- sir Lancelocie. To jedyne tak dobrze zachowane malowidła o tej tematyce w Europie a może i na świecie. I tak po historii występnej miłości Tristana i Izoldy omawianej na lekcji poznaliśmy losy kolejnej pary średniowiecznych kochanków, jednak nie w klasie tylko murach średniowiecznej wieży, która pewnie niejedno widziała. Odwiedziliśmy wszystkie pomieszczenia wieży, m.in. przypuszczalnie wielką lodówkę, łaźnię a także lochy i kaplicę. Każde pomieszczenie było ogromne, nic dziwnego skoro cała wieża mierzy tyle co blok 11-piętrowy.

Zaledwie dwa dni , a tyle nowego, trochę historii, trochę polskiego, geografii , sztuki, geologii, wf-u, czyli szkoła, ale w jakże innym niż zwykle wydaniu . No i inne atrakcje. Zmęczenie dało się we znaki, ale u każdego widać było banana na twarzy. Cały czas był zorganizowany, więc nikt się nie nudził. Nawet zmęczenie towarzyszące nam drugiego dnia spowodowane tym, że sporo osób w ogóle nie spało, nie popsuło zabawy i dobrych humorów. Będziemy szczególnie wspominać tę wycieczkę, ponieważ była to nasza pierwsza. Nie stało się na niej nic złego, nawet Pani wychowawczyni powiedziała, że jest z nas dumna. Z niecierpliwością czekamy na kolejne, mając nadzieję, że będą tak samo udane.

KL. II T

 
Polish Bulgarian English French German Italian Russian Spanish

Menu główne

Menu

Gościmy

Odwiedza nas 68 gości oraz 0 użytkowników.

 
Administrator strony: Łukasz Hałat
Galeria: Paweł Wiśniewski 
 
QR Code   Współpraca:       Przyjaciel szkoły:
QR Code   logo   logo-bory   logolinuxpl
Początek strony